Rynek książki

Darmowe e-booki w wybranych lokacjach – pomysł Rooka na promowanie e-booków

rookJak donosi The Guardian, przy okazji London Book Fair (14-16 kwietnia) wystartować ma nowa aplikacja, Rook, która ma umożliwiać darmowe czytanie e-booków każdemu, kto znajdzie się w wyznaczonym hot-spocie. Sam pomysł wydaje się świetny – idziesz do ulubionej kawiarni, łączysz z jej wi-fi, wybierasz na smartphonie lub tablecie jedną z oferowanych książek i czytasz. Jeśli książka ci się spodoba, możesz albo ją kupić, albo wrócić następnego dnia na kolejną kawę i przeczytać następny rozdział. Niestety na początku aplikacja obejmować ma tylko Londyn i Nowy Jork. Wśród miejsc, gdzie będzie można czytać za darmo, wymieniane są lotniska, szpitale, parki czy pociągi.

Inspiracją do powstania aplikacji było… piractwo. Jeden z założycieli Rooka, Curtis Moran, wyjaśnił, że gdy film 21 Jump Street wszedł do kin, nie miał zamiaru się na niego wybrać. Zamiast tego jakiś czas później obejrzał go w streamingu i bawił się tak dobrze, że gdy pojawił się sequel, zaprosił grupę znajomych na wypad do kina. Moran zrobił to, co wielu z nas – nie chciał w ciemno płacić za nieznany produkt, który może mu się nie spodobać. Gdy jednak za darmo przekonał się, że film jest dobry, „wynagrodził” jego twórców zaciągnięciem przyjaciół do kina na ich następny film.

Wydawcom i twórcom może się to nie podobać, ale prawda jest taka, że dziś naprawdę można zarobić rozdając coś za darmo – w końcu ci, którzy wypożyczają najwięcej książek w bibliotekach, jednocześnie więcej kupują. Self-publisherzy już dawno odkryli najlepszą metodę na sprzedanie trylogii i serii – rozdaj pierwszy tom za darmo lub prawie darmo i patrz, jak czytelnicy (którzy inaczej pewnie nigdy by po nieznanego autora nie sięgnęli) wciągnięci w fabułę kupują następne tomy. Nikt nie powiedział, że jest to zadanie łatwe, ale próbować warto. I właśnie to robi Rook.

Jak to jednak zwykle bywa z takimi pomysłami, nie wszyscy są zachwyceni. Zresztą na razie nie podano, kto dokładnie będzie dostarczał książki do aplikacji – wiadomo tylko o dwóch „niezależnych wydawcach”. Chodzi oczywiście o to, by użytkownicy po przeczytaniu darmowego fragmentu jednak kupowali książki, a nie decydowali się na darmowe przeczytanie całości w wybranej lokalizacji. Zwłaszcza że im więcej będzie miejsc współpracujących z aplikacją, tym łatwiej będzie się przemieszczać bez odrywania od lektury.

Pytanie też, czy Rook będzie w stanie się utrzymać za pieniądze chcących czytać dalej? A co jeśli ktoś, po zachęceniu darmowym fragmentem, ostatecznie zdecyduje się kupić e-książkę w innej księgarni, a nie poprzez aplikację? Klucz do sukcesu leży też w liczbie tytułów – Rook musi znaleźć wystarczająco wielu wydawców, by oferować rzeczywiście interesujący i różnorodny wybór. Czytelnik jest wybredny i ograniczony katalog może go łatwo zniechęcić.

Rook nie będzie miał więc łatwo. Musi przekonać do siebie wydawców, niechętnych do rozdania swoich najlepszych tytułów za darmo i obawiających się o piractwo; ale musi przekonać też czytelników, by ci jadąc pociągiem zdecydowali się na przejrzenie ich katalogu, a potem – kupienie książki. Ale takie rozwiązania jak Rook mogą się okazać strzałem w dziesiątkę w świecie, gdzie darmowe konkuruje z płatnym, a książka – z coraz nowszymi sposobami na spożytkowanie wolnego czasu.

Więcej w artykule The Guardian „Will new app Rook be a useful pawn in the publishing game?

a także w artykule „Rook Retreads Location-Based eBooks Idea as Innovative Business Plan” w serwisie Ink, Bits & Pixels.

Brak komentarzy

  • Siemomysła

    Hmm… Bardzo ciekawa koncepcja. Osobiście należę do tych, którzy ulubione książki chcą mieć na półce. Jestem typem, który potrafi kupić e-booka bo jest tańszy, a potem szukać wersji papierowej, żeby móc ją chłonąć wszystkimi zmysłami. E-booki nie pachną… Nieraz bywało, że kupowałam książkę wypożyczoną wcześniej z biblioteki, albo kolejne książki tego samego autora. Czuję, że byłabym dobrym targetem dla takiego eksperymentu.

    • Ag

      Czyli ty byś była z tych, co by ten projekt zabili, bo być czytała za darmo e-booka, a potem kupowała wersję drukowaną 😀

      Wypełniałam parę dni temu ankietę o czytaniu i czytam z dwa razy więcej e-booków niż książek. Są mimo wszystko wygodniejsze, czasem nie chce mi się męczyć z trzymaniem źle sklejonej książki, a to czcionka za mała czy coś i mnie to zniechęca, żeby się za nią zabierać… Ale wczoraj zamówiłam dwa ładne papiery, bogato ilustrowane, ładnie wydane… gdy się oszczędza na e-bookach, można potem wydać kasę na ładne wydania drukowane, nie jakieś tam wydania kieszonkowe 😀

      Ale w sumie jak się wkręcę i zacznę czytać, to format zupełnie traci na znaczeniu 🙂

      • Siemomysła

        Tak, dokładnie tak – dlatego byłabym ciekawym elementem eksperymentu. Też robiłam tę ankietę. Przeczytałam w okresie, jaki obejmowała znacznie więcej książek papierowych niż e-booków, lecz kupiłam mniej więcej tyle samo jednych i drugich. O czymkolwiek by nie myśleć, prawda jest taka, że kupuję więcej niż jestem w stanie przeczytać *wchodzi do torby*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *