Piszę

Spersonalizowane książki – krok w przód czy w tył?

Bios robotlab writing robot. Zdjęcie Mirko Tobias Schaefer z Wikimedia Commons.
Bios robotlab writing robot. Zdjęcie: Mirko Tobias Schaefer, Wikimedia Commons. Zdjęcie luźno związane z tematem postu, ale fajne, nie?

Przeczytałam jakiś czas temu artykuł, który w sumie jest o czymś innym niż chciałam dziś opowiedzieć, ale i tak wam go polecę: The Advent of Robojournalism and Robowriting. Porusza on temat botów, które potrafią same pisać proste wiadomości, w związku czym w przyszłości dziennikarze nie będą nam do niczego potrzebni. Przeczytajcie, ciekawe.

Znajduje się też tam taki cytat z Jamesa Kotecki, Manager of Media and Public Relations w Automated Insights, firmie odpowiedzialnej za jeden z takich programów:

The traditional journalism model is to write one story and hope a million people read it. We flip that model on its head, writing a million personalized stories for audiences as small as one. That type of model only makes sense because of automation.

Drugi z tekstów jest już troszeczkę bliżej tematu dzisiejszej notki: Will Robots Soon Customize Books for an Audience of One? – w tym artykule możecie z kolei porównać, jak wygląda news napisany przez bota a jak przez człowieka; niestety nie odpowiada on na pytanie postawione w tytule. W sumie ledwo się prześlizguje po pomyśle spersonalizowanej, napisanej przez robota książki:

Books written exclusively for you…think about it. A story could be “adapted” by a computer to change out cultural references to make them more familiar to you, change the names of characters so they are familiar, etc…

Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Czasem szukam jakiejś książki, chciałabym przeczytać o czymś konkretnym, ale mało popularnym. I nie mogę znaleźć odpowiedniego tytułu. Idea, by wrzucić do generatora parę słów-kluczy, a potem cieszyć się wilkołaczym romansem na statku kosmicznym orbitującym nad XVIII-wieczną Anglią opanowaną przez ludzi-pomidory jest kusząca. Jeszcze bardziej kusząca jest idea, by wziąć beznadziejną książkę, np. 50 twarzy Greya i kazać komputerowemu pisarzowi pozmieniać charaktery postaci, dodać prawdziwe BDSM, usunąć patologie, po czym cieszyć się książką dobrą.

Ale autor przywołanego artykułu oferuje zupełnie inne rozwiązania: „…change out cultural references to make them more familiar to you, change the names of characters so they are familiar„. Patrzę na to i mnie skręca. Niczego tak nie znoszę, jak tłumaczenia realiów. Jeśli czytam książkę hinduskiego autora, dziejącą się w Indiach, chcę czytać o indyjskich realiach. Bo to daje mi szansę poznać coś nowego, coś innego. Poszerzyć horyzonty. Co mi da, że bohaterka zamiast Anjali będzie się nazywać Asia? Albo że akcja przeniesie się do Warszawy? Gdybym chciała przeczytać coś takiego, kupiłabym książkę polskiego autora.

Familiar staje się słowem bardzo niestety niebezpiecznym. Tworzenie książek, które będą nam bliskie kulturowo, będą operować znanymi nam pojęciami, odziera literaturę z bardzo ważnego elementu – przygody. Po to mamy przypisy, encyklopedie, internet i milion innych źródeł wiedzy, by móc zrozumieć cultural references pochodzące z innych kręgów kulturowych niż ten nasz własny, bezpieczny.

Idea spersonalizowanych książek, przyciętych pod nasze oczekiwania i nasze pojmowanie świata jest więc jednocześnie kusząca i niepokojąca. Z jednej strony – daje nam możliwość zamawiania dokładnie taki lektur, jakie chcielibyśmy czytać, a przecież o to w tej zabawie chodzi, by być zadowolonym z lektury. Z drugiej – prowadziłaby do samoograniczania się, do usuwania treści, które są dla nas w jakiś sposób niewygodne albo obce, w związku z czym nie musielibyśmy stawiać im czoła, próbować zrozumieć, zinterpretować, zastanowić się. I aż boję się zaczynać dyskusję na temat różnych -izmów. Książka w której występują tylko bohaterowie określonej rasy lub płci? Lub tylko te określone grupy społeczne są prezentowane jako bohaterowie pozytywni? Dziękuję, już teraz mamy wystarczająco duże problemy z literaturą promującą nietolerancyjne lub niewłaściwe postawy. Ale dopóki nie mamy personalizacji, zawsze możemy liczyć, że osoba czytająca gównianą literaturę przypadkiem trafi też na jakąś dobrą.

Smutno mi, że w przytoczonym cytacie właśnie tak potraktowano ten temat. Że użyto tego nieszczęsnego familiar, sprowadzając ciekawą w sumie ideę spersonalizowanej literatury do spłaszczania rzeczywistości. Świat jest wielki i różnorodny, ludzie są różni, kultury są różne… i czy nam się to podoba, czy nie, musimy się z tym pogodzić. Niektórzy z was pewnie pomyśleli w tym momencie, że jestem naiwna albo zakochana w idei multikulti. Otóż nie, nie jestem. Zdaję sobie sprawę, że nic na świecie nie jest proste i że znacznie łatwiej jest powiedzieć „Hej, szanujmy nasze odmienne zwyczaje” niż rzeczywiście to zrobić. Ba, uważam nawet, że jest to niewykonalne, bo pewne idee zawsze będą się ze sobą kłócić. Ale uważam też, że zamknięcie się w mięciutkiej bańce jedynie słusznych treści w niczym nie pomoże. Jak często w końcu konflikty wynikają ze wzajemnego niezrozumienia?

Wyszła mi dosyć chaotyczna notka, w której próbowałam powiedzieć o kilku różnych sprawach. Mam nadzieję, że choć trochę rozumiecie, o co mi chodzi. I szczerze mówiąc, głównie napisałam tę notkę z myślą wywołania dyskusji, usłyszenia waszych opinii na temat spersonalizowanych książek. Nie krępujcie się więc w komentarzach.

Brak komentarzy

  • Marša

    Dziwne to, dziwne. Może mam te fory względem wielu ludzi, że jak bardzo chcę przeczytać coś o czymś, a nigdzie tego nie ma, to w sumie mogę to sobie napisać. Pisze sporo, więc co mi tam. W sumie kilka tekstow właśnie dlatego w ogóle powstało. Co mnie jednak tu głównie zastanawia, to JAK by te realia przełożono. Ja wiem, że program może mieć wielka bazę danych, ale jak przełożyć na przykład (pomysł bardzo z głowy) zaszłości z czasów PRL-u tak, by były skojarzeniowo bliskie komuś kto całe życie żyje w kapitalizmie… A ten sam pomysł osadzony w USA, Indiach czy ZEA będzie finalnie inną bajką, bo inna kultura, to inne zasady, przeszkody itd. Więc nie ukrywam, że cokolwiek nie kumam pomysłu…

    • Ag

      No, ten pomysł to jeszcze takie sci-fi mocne, więc można przyjąć, że „odpowiednie narzędzia do realizacji tego powstaną w przyszłości”. Myślę, że gdyby spróbować, trzeba by przepisywać od nowa niektóre fragmenty książki, zależy pewnie, jak uniwersalne treści by były… Może w niektórych przypadkach nie miałoby znaczenia, czy akcja dzieje się w Wawie czy w Nowym Jorku, ważne, by nazwy ulic się zgadzały, czy coś takiego. Ale ogólnie nie jestem fanką tego pomysłu, więc nie będę go bronić 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *