Piszę

NaNoWriMo – relacja z pola bitwy #2

Uff, na dwie minuty przed północą udało mi się dobić do 24 tys. słów, dzięki czemu wyrobiłam normę na dziś, utrzymałam średnią 2 tys. słów dziennie i dalej trzymam się NaNoPlanu. Jeśli dalej będzie mi szło tak samo dobrze, jutro przekroczę połowę planowanych słów, a powieść ukończę 25 listopada (przy radosnym założeniu, że wystarczy mi 50 tys., a nie więcej). Dziś moje postępy możecie podziwiać w NaNoKalendarzu, gdzie odhaczam kolejne dni:

 

NaNoKalendarz z postępami
NaNoKalendarz z postępami

Teraz powinnam jeszcze zrobić kopię zapasową (zawsze pamiętajcie o kopii zapasowej!), odhaczyć w Scrivenerze, które sceny są do zrobienia/lekkiego poprawienia, a które to już first drafty oraz zaplanować sobie, co chcę zmieścić w jutrzejszych 2 tys. słów. To ostatnie może być najtrudniejsze, biorąc pod uwagę, że na planie fabuły (chwaliłam się nim w pierwszym poście) doszłam do niebieskiej karteczki z trzema znakami zapytania, co oznacza, że nie jestem pewna, co tu się dzieje. Zwłaszcza że bohaterowie kłócą się bardziej niż powinni, bezczelnie kłamią, a wątki prowadzonego śledztwa nie trzymają się kupy plus intryga w tle wymknęła się spod kontroli. Słowem – wciąż się świetnie bawię. Ale chyba jednak wybiorę sen, a o kolejną normę będę się martwić jutro. 😉

Wiemy już co z ilością, a jak z jakością powieści? Też nie najgorzej. Jedna scena jest na 100% do poprawki, druga do przepisania, ale reszta wymaga tylko podszlifowania, popoprawiania, podkręcenia klimatu… słowem ciężkiej korekty i zmian. Ale nie odczuwam potrzeby napisania wszystkiego od początku, co jest dobrym znakiem – nie ma nic gorszego niż w połowie pisania dojść do wniosku, że lepiej będzie zacząć od nowa.

Niestety dalej nie dodarłam na WIP-a, więc nie mogę zdać relacji, ale podobno zebrała się masa NaNowców, że aż ciężko się było pomieścić. Prawdopodobnie wybieram się w ten weekend, więc może coś skrobnę w następnej relacji!

11 listopada odbyła się akcja jedenaście sów, która jest piękną polską tradycją zapoczątkowaną przez literówkę (słów – sów), a polegającą na tym, by tegoż dnia umieścić w tekście w mniej lub bardziej dosłownej formie jedenaście sów. Co też uczyniłam, zupełnie nieplanowanie czyniąc z jednej z postaci wariatkę.

A na deser – okładka! Jak wam się podoba, poza tym, że wcale i trzeba poprawić? 😉

mechanofobiaostateczna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *