Piszę

NaNoWriMo – relacja z pola bitwy #1

Minęło pierwsze pięć dni NaNoWriMo, a mi udało się zachować zaplanowane tempo 2 tysięcy słów dziennie, co oznacza, że 1/5 planu wykonana 🙂 National Novel Writing Month to akcja, w trakcie której należy napisać co najmniej 50 tysięcy słów. Najczęściej jest to powieść, ale może być też zbiór opowiadań albo praca dyplomowa 🙂 Na radosną twórczość ma się 30 dni – cały listopad.

W NaNo biorę udział po raz pierwszy, choć koleżanki pisały już wcześniej i akcja była mi znana. Nie brałam w niej udziału głównie dlatego, że zniechęcała mnie konieczność wyrobienia tak dużej normy i szybkiego pisania. Bo pisałam powoli, z trudem i raz na ruski rok. Tłumaczyłam sobie, że jakość jest ważniejsza niż ilość. Jednak rok temu powoli zaczęłam przyznawać się do problemu – jestem mistrzynią odkładania na później i prokrastynacji. Sięgnęłam po 750words (o którym jeszcze kiedyś napiszę). To zmusiło mnie do systematyczności i dało motywację, dzięki czemu powstał „Karaluch w uchu”. W listopadzie przyszła pora na podkręcenie tempa.

NaNo zmusiło mnie też dokładniejszego planowania. Trzymanie pomysłów i fabuły w głowie jest wygodne, dopóki się pisze. Wystarczy odstawić tekst na miesiąc i już można zapomnieć o co chodziło, co się miało dziać i co ta postać w zasadzie robiła??? Na potrzeby NaNoPowieści przysiadłam nad zeszytem z pomysłami, nad karteczkami ze scenami i programem Scrivener, by ustawić wszystkie wydarzenia w odpowiedniej kolejności i się nie pogubić. Efektem były nie tylko notatki, ale też ta piękna „wyklejka”:

zdjęcie
Miejsce pracy.

Stopniowo wykreślam zrealizowane fragmenty, walcząc ze złośliwymi pomarańczowymi karteczkami, które ciągle odpadają 😉 (w przypadku jednej nie potrafię sobie przypomnieć, gdzie było jej miejsce…) I choć bardziej doświadczeni uczestnicy NaNo straszą, że już drugiego dnia powieść rozjeżdża się zupełnie z przygotowanym konspektem, to ja na razie trzymam się planu.

NaNoWriMo niewątpliwie ma więc pozytywny wpływ na moje pisanie – bo raz, że piszę więcej, a dwa, że lepiej się do pisania przygotowałam (choć można by jeszcze trochę nad riserczem przysiąść). Poza tym mniej czasu poświęcam na klimatyczne opisy i nie buduję zdań-potworków, a więcej – na pchanie fabuły do przodu (Mam fabułę! To się rzadko zdarza 😉 ) Ale NaNo nie pisze się samemu – i to kolejna świetna rzecz w tej akcji.

Na oficjalnej stronie można nie tylko zbierać motywujące odznaki, zakupić koszulkę z logo czy sprawdzać na bieżąco statystyki postępów, ale też udzielać się w krajowym forum. Forum NaNo pełne jest nowicjuszy i wieloletnich wyjadaczy, którzy wspierają się nawzajem, wymieniają doświadczeniami, chwalą pomysłami oraz co bardziej udanymi fragmentami. Tu też można poradzić się a propos realiów w XIX-wiecznej Bawarii lub zasad fizyki 😉 Dyskusje przenoszą się też na Twittera i Facebooka, nie można więc przed motywującymi poszturchiwaniami innych uczestników uciec.

STATYSTYKI
Moje statystyki po 5 dniach.

I można spotkać się na żywo! Przed startem NaNoWriMo odbywają się w różnych miastach kick-offy, a w listopadzie – WIP-y, które polegają na tym, że grupka ludzi zbiera się w kawiarni/pubie i zbiorowo klepie w klawisze/pisze w zeszytach. Jeszcze nie miałam okazji brać udziału w takiej imprezie, ale brzmi zachęcająco (ponoć nawet naprawdę się tam pisze, a nie grupowo prokrastynuje).

Otrzymuje się też NaNoWrimowy zestaw wsparcia, zawierający i kawę na długie noce, i batona na brak cukru.

nano
NaNoWriMowy zestaw startowy + kalendarzyk do zaznaczania postępów.

Aspekt społecznościowy tak naprawdę jest w NaNoWriMo najważniejszy, bo powieść można napisać kiedykolwiek, ale pojarać się tym trochę z grupą pozytywnie nakręconych ludzi – tylko w listopadzie. Listopad w ogóle jest trudnym miesiącem, bo to już nie złota jesień października, ale jeszcze nie świąteczny grudzień – tylko przygnębiająca szarość i zimno. NaNo niewątpliwie wniosło w moje życie i ten ponury miesiąc mnóstwo pozytywnej energii.

Jest więc dobrze i jedyne pytanie brzmi: czemu nie przemogłam się do pisania NaNo wcześniej?

Brak komentarzy

  • Iwona Magdalena

    Halleluja! 😉
    Ja w ogóle jestem pod wrażeniem Twoich 2 tys słów dziennie – chociaż jak się uprzeć, to to jest jakieś 3-4 strony, więc wcale nie tak dużo. No ale podziw wysyła dziewczyna, co na pomysł bardzo ogólny wpadła 2 dnia, i nadal nie ma nic prócz niejasnej Heroiny i miejsca akcji początkowej.
    I tu mnie też nachodzi refleksja, że nigdy nie pisałam z planem 😀 Ale widzę, że to bardzo działa, i pewnie będę musiała spróbować 😉

    • Ag

      Pisanie z planem działa tak bardzo O_o Wcześniej niby też coś tam sobie planowałam, ale przy tym stopniu skomplikowania, który teraz sobie wymyśliłam, bez karteczek nie dałoby rady. A i tak o różnych szczegółach zapominam, późniejsza redakcja będzie fascynująca… (muszę pamiętać, że w określonych momentach bohaterowie *jeszcze* różnych rzeczy nie wiedzą…)

      2 tysiaki to wcale nie jest dużo, tylko trzeba wiedzieć, co się chce napisać. Skoro masz jakiś wstępny pomysł to nie źle. Jutro powinno się pojawić wyzwanie, może cię natchnie 🙂

      • Iwona Magdalena

        No może, może 😉 Na razie próbuję rozplanować moich bohaterów, co jest dość trudne, bo udało mi się jedynie „zrobić” jedna krainę z jednym typem ludności, i nijak nie umiem sobie wyobrazić chwilowo reszty świat 😀 Ale postęp jest – chyba mi wyjdzie jakaś lekka przygodówka, tylko nie mam przygody chwilowo 😀 Ale może tak tradycyjnie jakiś zły i mroczny kapłan się nawinie 😀
        Cóż, pomysł mam zupełnie nowy, zupełnie nie w moim stylu, więc może jednak 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *