Rynek książki

Kindle Unlimited, Amazon vs Hachette i self-publishing, czyli co jest naprawdę dobre dla autorów

Gdy parę dni temu wystartował Kindle Unlimited, miesięczny dostęp do 600 tys. ebooków i 2 tys. audiobooków za 9,99$ miesięcznie, raczej rozczarował. Oferta obejmuje trochę głośnych tytułów, trochę klasyków i sporo self-publishingu. Brakuje natomiast wydawnictw z Big5. Podobno Simon&Schuster powoli przekonuje się do abonamentu, ale reszta wstrzymuje się, czekając na zakończenie wojny między Amazonem a Hachette.

Ostatnią bitwą tej wojny było zaproponowanie przez Amazon, że dopóki on i wydawnictwo nie dogadają warunków dalszej współpracy, 100% przychodów ze sprzedanych książek będzie trafiać do autorów. O co dokładnie chodzi? Amazon i Hachette negocjują nowy kontrakt, dotyczący m. in. cen e-booków. Amazon chce obniżać ceny i brać więcej dla siebie, a Hachette chce ustalać własne, sztywne ceny i brać więcej dla siebie. Tyle przynajmniej można zrozumieć z doniesień prasowych. Dystrybucyjny gigant stosuje co najmniej „nieuprzejme” metody wywierania nacisku na drugą stronę – a to usunął przycisk do pre-orderów czy w ogóle do zamawiania książek, a to oznaczał książki jako niedostępne, a to wydłużał czas oczekiwania, twierdząc, że książek w magazynie nie ma. Z drugiej strony Hachette podobno odrzuca wszelkie kolejne propozycje i chce wprowadzenia za wysokich cen zarówno na e-booki, jak i papier. W Internecie można znaleźć niejeden lament złapanych w krzyżowy ogień autorów, którzy twierdzą, że przez te „negocjacje” tracą pieniądze i potencjalnych czytelników. Tyle że wcale nie obwiniają Amazonu, lecz Hachette. Kiedy Amazon zaproponował, że przywróci książki do sprzedaży i zapłaci autorom 100% ceny, Hachette odmówiło i znów zebrało cięgi od autorów, nie tylko swoich.

Tylko czy Hachette mogło sobie pozwolić na taki ruch? Nie mówię tu nawet o skutkach finansowych takiej decyzji, ale o przegraniu kolejnej bitwy. Wszyscy czekają, by zobaczyć, czy Hachette uda się przetrzymać Amazon, czy też wydawnictwo w końcu ugnie się pod naporem kolejnych niedogodności. Osobiście kibicuję Hachette – bo mam świadomość, że Amazon osiągnął punkt, w którym może robić co mu się podoba i decydować o kształcie całego rynku. Trzymam stronę Hachette, nawet jeśli wydawnictwo nie gra czysto i tak naprawdę oferuje warunki, które dla czytelników są niekorzystne, bo wierzę, że czytelnicy zagłosują portfelami i sami udowodnią Hachette, że podnoszenie cen nie jest dobrym rozwiązaniem. Wiem też, że Amazon walczy o własne korzyści, nie o uczciwsze zasady. Dlatego dziwi mnie list self-publishingowych autorów, w którym narzekają na oligopol pięciu wydawców, traktujących źle czytelników i autorów oraz utrzymujących wysokie ceny e-booków. Z kolei Amazon dba o klientów, autorów oraz niskie ceny, jest wręcz zbawieniem. Nie mówię, że jest dokładnie na odwrót. Nic nie jest czarno-białe. Niewątpliwie my, jako czytelnicy, chcemy niskich cen, a autorzy wysokich płac. Tylko czy monopol Amazonu rzeczywiście jest zdaniem tych self-publisherów lepszym rozwiązaniem? Czy nie boją się, że Amazon będzie dyktował innym niekorzystne warunki? Dziś autorzy dostają od 35-70% od ceny sprzedanej książki. Czy ci autorzy nie zdają sobie sprawy, że Amazon-monopolista może te kwoty zmniejszyć w każdej chwili, bo tak? Zrobił tak już z audiobookami, ale widać niektórym dalej nie dało to do myślenia. Autorzy listu piszą, że Amazon umożliwia dostęp do wielu wcześniej niemożliwych do zdobycia książek, ale czy nie widzą, że ograniczanie możliwości zamówienia książek Hachette jest działaniem całkowicie odwrotnym (choć zdaniem innych problemy z dostawą to wina Hachette – negocjacje nie są publiczne, więc w natłoku domysłów i przecieków naprawdę trudno połapać mi się, co się dokładnie dzieje)? Czy nie martwią się, że Amazon zepchnie ich na dalszy plan, by promować własnych autorów i własne e-bookowe serie? Chwalą wolność, kontrolę i możliwość wyboru, jakby były to wartości dane im przez Amazon, a nie wynikające z samej natury bycia self-publisherem.

Tak, dzięki Amazonowi self-publishing rozkwitł. Wielu autorów jest zadowolonych ze współpracy. Pytanie, czy dalej będą tak zadowoleni, gdy Amazon zablokuje ich książki ze względu na Kindle Unlimited. Wszystkie książki self-publisherów z Kindle Direct Publishing Select program zostały automatycznie włączone do Kindle Unlimited, z jednoczesnym zaznaczeniem, że Amazon ma prawo do 90 dni wyłączności. To oznacza, że jeśli książka danego autora jest sprzedawana w Amazonie, B&N, Smashwords czy iBooks, trzeba ją skądś usunąć – albo z Amazonowego Kindle Unlimited albo z wszystkich pozostałych księgarni. Jeśli autor tego nie zrobi, jego książka zostanie zablokowana. Nowi autorzy będą musieli wybrać – pierwsze 3 miesiące po premierze z Kindle Unlimited, czy raczej wolność, kontrola i możliwość wyboru.

Zwróćmy dodatkową uwagę na fakt, iż Kindle Unlimited dostępne jest tylko na terenie Stanów Zjednoczonych, a taki B&N czy Kogo także w innych krajach, w Europie. Autorzy, którzy wybiorą Kindle Unlimited, muszą na 90 dni zrezygnować w przychodów ze światowych rynków na rzecz sprzedaży tylko w USA. Oczywiście będzie to sprzedaż bardzo duża, zwłaszcza że self-publisherzy nie muszą konkurować w ramach tych 600 tys. tytułów z popularnymi autorami z Big5. Przynajmniej nie na początku. Wielu autorów narzeka też na niejasne reguły podziału pieniędzy z subskrypcji, bojąc się, że to co dostaną będzie mniejsze od przychodów ze sprzedaży w tradycyjnym modelu.

Mark Coker, założyciel Smashwords, wprost powiedział, że self-publisherzy powinni trzymać się z dala od Kindle Unlimited. Mimo że Coker popiera zarówno ideę subskrypcji, jak i docenia wkład Amazonu w rozwój self-publishingu. Ale zauważała, że Amazon stawia self-publisherów w niekorzystnej sytuacji:

Exclusivity is great for Amazon, but it’s not necessarily great for authors and readers.  Exclusivity starves competing retailers of books readers want to read, which motivates readers to move their reading to the Kindle platform. This is why Amazon has made exclusivity central to their ebook strategy. They’re playing a long term game of attrition.

Most indie authors recognize the value in fostering a diverse ecosystem of multiple competing retailing options.  Yet every book enrolled in KDP Select is a vote to put Amazon’s competitors out of business. You know this to be true if you believe, as I believe, that indies are the future of publishing.[…]

It can take years to build readership at a retailer.  Authors who cycle their books in and out of KDP Select will have a more difficult time building readership at Amazon’s competitors. Millions of readers prefer shopping at retailers other than Amazon. These other retailers operate in multiple countries (iBooks, for example, operates in 51 countries).  These country-specific stores represent unique micro-markets of captive audiences not reachable via Amazon.

Any time an author goes exclusive, they risk alienating fans who prefer shopping at other retailers, and they miss the opportunity for serendipitous discovery by new readers at other stores.  They risk missing those times where lightning strikes and their books break out at different retailers at different times, often for reasons that can’t be identified.

Authors who go exclusive at Amazon become more dependent (the opposite of independent) upon Amazon.  Just as any financial adviser will advise you to avoid placing your retirement nest egg in a single basket, indies should think twice before locking their books into these three-month, automatically-renewing KDP Select contracts.

Autorzy wychwalający Amazon muszą pamiętać, że ten nie robi niczego z dobroci serca. Oraz że rynek, na którym obowiązuje różnorodność – wydawcy obok self-publisherów, książki drukowane obok e-booków, konkurujące ze sobą księgarnie i dystrybutorzy – jest lepszy niż monopol dyktującego warunki giganta.

Więcej o tym, którzy autorzy stanęli po czyjej stronie w artykule „Amazon-Hachette fight deepens as authors take sides” na stronie The Guardian.

O warunkach, jakie Amazon przedstawił self-publisherom pisał też The Good Ereader w artykule „Is Kindle Unlimited Good for Indie Authors?„.

2 komentarze

  • 2j

    Dlatego wybrałem inną ścieżkę, która, jako autorowi, daje mi pełną niezależność, a czytelnikom radość, i która uwalnia mnie od wszelkich monopolistów i dyktatorów. Większość czytelników woli czytać za darmo, więc pisarze niezależni (bo w takim znaczeniu tłumaczę sobie całe to zjawisko self-publishing’owe), zamiast ciułać centy i grosiki ze swoich publikacji, powinni zacząć publikować wersje elektroniczne swoich utworów za darmo, gdyż dzięki temu lepiej na tym wyjdą — pozostaną twórcami, a nie zaczną się przekształcać w marketingowców. Bardzo nie lubię, kiedy z książek (w sensie ogólnym, niezależnie od medium) robi się produkty, którymi się później handluje niczym dziurawymi pończochami na targowisku (a tak obecnie wygląda rynek wydawniczy, nie tylko w Polsce). Internet dał nam, nonkonformistycznym twórcom, spore możliwości rozwoju — możemy tworzyć, publikować, poprawiać, udoskonalać, zmieniać, rozwijać, bawić się tworzeniem (bo w końcu o zabawę chodzi, prawda?), o czym ciekawie napisała Amanda Palmer na swoim blogu*, i nie musimy za to brać żadnych pieniędzy, a jednak wciąż na naszej twórczości zarabiać! 🙂 Nie bezpośrednio z twórczości, ale z dodatków do niej, a więc z merchandisingu, spotkań, crowdfundingu, udzielenia licencji na wydania fizyczne, odsprzedaży praw do ekranizacji, etc. etc. etc. Dla osób kreatywnych i otwartych, a przede wszystkim wierzących w swoją sztukę, ten paskudny świat współczesny dał niesamowite możliwości. Kiedyś trzeba było zabiegać o wsparcie bogatych mecenasów sztuki, później trzeba było skamleć do bogatych portierów, którzy wpuszczali do raju za oddanie przez artystę swej duszy, a obecnie mecenasami sztuki stali się wszyscy — i to jest piękne!:) Dlatego pisarzom niezależnym radzę, aby nie zarabiali na tym, co piszą, po prostu publikujcie na swoich blogach, stronach, w dokumentach Google, gdziekolwiek, publikujcie wersje beta, bo w końcu web 2.0 to niekończąca się wersja beta, pozyskujcie czytelników, angażujcie ich w proces tworzenia, pozwólcie im wytykać wasze błędy językowe (przynajmniej zaoszczędzicie na korekcie;)), ale przede wszystkim piszcie, piszcie, piszcie! Nie wiem jak inni, ale ja mam ciągłą potrzebę poprawiania czegoś, co już niby powinno być skończone, może dlatego, że nie wierzę w skończoność dzieła — dzieło powstaje przez całe życie artysty, tak przynajmniej ja to postrzegam — dlatego model publikacji standardowej mi niezbyt odpowiada. Publikowanie za darmo daje mi możliwość ciągłego tworzenia i poprawiania — to jak z programami i grami komputerowymi, po prostu upgrade do nowszej wersji. W standardowym zaś modelu po napisaniu książki musiałbym przygotować ją do publikacji, ustalić cenę, okładkę, milion innych parametrów, w końcu opublikować i… reklamować, reklamować, reklamować! aby po takiej odysei powrócić w końcu do upragnionej Itaki, czyli do pisania. I w wywiadzie zwrócił na to uwagę Kazuo Ishiguro: „I wouldn’t go that far. But any author that does a tour can spend a year to two years not writing because they’re doing a promotion. When I’m on tour I do a lot of interviews, but when I’m home I do probably about an average of three or four interviews a week. So it’s that process that obviously takes away quite a lot of your writing time. During a 10 year period when you might have written three books, you write two.”** Ja wolę tworzyć, nie sprzedawać dziurawe pończochy, zwłaszcza, że nasze życie otrzymaliśmy w limitowanej edycji.

    Ale się rozpisałem, pozwolę sobie więc ten komentarz wrzucić jako post na swojego bloga — dzięki za inspirację do wypowiedzenia się!:)

    * http://blog.amandapalmer.net/post/11686916600/blogging-tweeting-as-second-class-art-forms

    ** http://www.januarymagazine.com/profiles/ishiguro.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *