Wydarzenia

5. Warszawskie Targi Książki

Jak co roku wybrałam się na Warszawskie Targi Książki, nie tylko by zapolować na książki, ale też by spotykać się z fajnymi ludźmi i posłuchać ciekawych wystąpień o rynku e-booków.

Zaczęłam od wystąpienia o książce hybrydowej firmy Libraria i Fundacji Festina Lente. Pan, który otworzył wystąpienie powiedział kilka rzeczy lejących miód na dusze zwolenników wygodnego korzystania z różnych formatów (cytaty nie będą dosłowne, ale ich sens jest zachowany):

Książka to nie papier, płyta czy plik. Książka to emocje. Dla czytelnika nie jest ważne, czy będzie korzystał z druku, tabletu czy czytnika – chce po prostu chłonąć książkę.

Bo druk, plik, aplikacja – to wszystko „kolejne emanacje ducha książki”. I coś, co prowadzący wystąpienie określili jako „książkę hybrydową”.

Teraz trzeba oddzielnie zapłacić 30 zł za audiobook, 30 zł za e-book i 30 zł za papier. Książka hybrydowa łączy wszystkie formaty w jeden, płatny raz, a czytelnik wyciągnie rękę po wygodny pakiet.

Sama Fundacja i Libraria zajmują się – przynajmniej na razie – tworzeniem książek hybrydowych dla dzieci, m. in. autorstwa Kiplinga. Jak twierdzą, dzieci dziś odbierają rzeczywistość inaczej, dlatego łączą klasyczne teksty i ilustracje, np. Themersonów, z grami, zabawami, dźwiękiem. Stosują też podświetlanie tekstu w momencie, gdy odczytywany jest przez lektora (Barciś, Fronczewski, Opania), co powinno wspierać proces nauki czytania – pisał o badaniach na ten temat tutaj. Z tego co zrozumiałam, aplikacje i e-booki można pobierać za darmo w AppStorze i Google Play’u, natomiast książki (Libraria oferuje także druk spersonalizowany) można normalnie zamówić w wydawnictwie.

Dosyć ciekawym elementem wystąpienia był „inspirator wydawniczy” – Libraria gotowa jest pomóc z realizacją dowolnego pomysłu na książkę hybrydową, z jakim ktoś się do nich zgłosi. I jest to pomoc dosyć daleko idąca, bo obejmująca też znajdowanie autorów i ilustratorów, pomysły na finansowanie, promocję, stronę techniczną. Zwłaszcza chętnie współpracują z lokalnymi projektami (Themersonowie to mój piękny Płock oczywiście). Jako inny przykład podano przygotowanie spersonalizowanych książeczek dla uczniów zawierających wstęp i opracowanie od nauczyciela plus sonety Szekspira (łatwe o tyle, że są w domenie publicznej, ale o tym więcej za chwilę). Znów cytując „nie unikniemy konfrontacji z technologią, dlatego ofiarowujemy nasze doświadczenie innym”.

zdjęcie-3
Przedstawicielka Librarii opowiada, jak ilustracje Themersonów zostały „wyjęte” ze skanów, oczyszczone i przerobione na cyfrową formę z zachowaniem ich oryginalnego charakteru

Następnie wybrałam się na wystąpienie Legimi „Jak skutecznie promować i sprzedawać książki za pomocą Facebooka i innych narzędzi społecznościowych”. Artur Racicki z fanpage’a Born in the PRL rzucił paroma ciekawostkami – wynikami badań na 20 tys. postów:
– emotikony w poście zwiększają interakcje na FB o 15%, a wykrzykniki – zmniejszają o 10%;
– obrazki i grafiki nie mogą być niebieskie, bo wówczas są niewidoczne na niebieskim FB; najlepiej jakby były czerwone;
– zdanie tytułowe postu powinno mieć nie więcej niż 90 znaków;
– najlepiej wrzucać posty między 20-22 w sobotę i niedzielę; najgorszy czas to 12-14;

Poza tym pan Racicki przypomniał, że promocja na FB musi być porządnie przygotowana i przemyślana – trzeba przygotować cele i grupy docelowe, wyznaczyć, ilu aktywnych fanów chce się pozyskać i regularnie sprawdzać, jak realizacja tych planów przebiega. Warto tez korzystać z doświadczeń innych.

Artur Racicki jest też szefem firmy Social WiFi. Chodzi o udostępnianie użytkownikom WiFi w swojej firmie/księgarni, ale też hotelu i innych tego typu miejscach i wykorzystywanie go w celach marketingowych. Np. po zalogowaniu użytkownik widzi stronę startową, na której może znajdować się informacja o promocji na e-booki czy audiobooki albo zachęta do pobrania darmowego e-booka. Ciekawy pomysł, o którym wcześniej nie słyszałam. Więcej o ofercie Social WiFi na ich stronie.

Drugim gościem Legimi był Szymon Kowalski z Fanpoint. To z kolei narzędzie umożliwiające wykorzystanie różnych gier, układanek, galerii i różnych form konkursów na Facebooku. Pan Kowalski przytoczył też kilka różnych sposobów na ożywienie fanpage’a – Random House prowadzi bardzo emocjonalnie stronę, zamieszczając np. cytaty o czytaniu. Hachette z kolei promuje przede wszystkim autorów, a Pinguin skupił się na Twitterze, gdzie umożliwia interakcję ze swoimi autorami. Przedstawił tez mechanizm Pay with tweet – czytelnik może pobrać e-booka za darmo, jeśli tweetnie na ten temat. Zdradził też, że mistrzem FB jest Paulo Coelho. Pojedynczy wpis „największego grafomana” może liczyć na 35 tys. share’ów. Zapraszam na stronę Fanpoint tutaj.

Piotr Bolek z eLib.pl poprowadził wystąpienie „Książka naukowa i akademicka – edukacja czy e-dukacja?”, rozpoczynając od stwierdzenia iż:

Książka jest istotą procesu edukacji.

Mówiąc o e-podręczniku pan Bolek zwrócił uwagę na aspekty, o których często się zapomina lub nie mówi:

E-podręcznik to całe środowisko, cały system – urządzenie, aplikacja, serwery, serwis zepsutych urządzeń, synchronizacja. Sam podręcznik to tylko wierzchołek góry lodowej.

Wizja eLibu dotycząca e-podręczników jest co najmniej ambitna. E-podręcznik musi być dostępny w różnych formatach (także papierowy/do wydrukowania), multimedialny (grafika, animacja, film, dźwięk, interakcja – studenci medycyny mogą nie tylko przeczytać, jak wykonuje się operację, ale też zobaczyć film z operacji/animację), musi zapewniać automatyzację (wysyłanie testów wypełnianych przez uczniów do nauczyciela), spersonalizowany (nauczyciel może skompilować różne potrzebne studentom teksty, wycinki i dać im, by z tego się uczyli).

Tutaj też powrócił temat przygotowywania przez nauczycieli własnych wersji podręczników. Takie rzeczy już się dzieją (o czym planuję niedługo napisać). Problemem jest oczywiście prawo autorskie i można by próbować publikować całość lub spore fragmenty tekstów/artykułów i tłumaczyć, że odbywa się to w celach naukowych (prawo bodajże na to zezwala), ale nie wiadomo, jak to by się w praktyce skończyło. Moim zdaniem podręcznik skompilowany przez nauczyciela, który wie co robi, z jakich materiałów chce korzystać i w jakiej formie to robić jest wart więcej niż jakikolwiek odgórnie przygotowany podręcznik od wydawcy, rządowy czy inny.

Na koniec wysłuchałam debaty „Czy nowe technologie są dobre dla rynku książki”. W debacie brały udział dwie przedstawicielki serwisu LubimyCzytać.pl, przedstawiciel Audioteki i Robert Drózd ze Świata Czytników.

Debata serwisu LubimyCzytać.pl  "Czy nowe technologie są dobre dla rynku książki"
Debata serwisu LubimyCzytać.pl „Czy nowe technologie są dobre dla rynku książki”

Debata obracała się wokół kilku tematów. Po pierwsze: jeśli badania wskazują, że w Polsce e-booki czyta ułamek ludzi (1 do 4%), to jak ten rynek w ogóle może istnieć i co zrobić, by się rozwijał. Problemem jest błędne koło – jeśli nie ma contentu, nie ma klientów, jeśli nie ma klientów – nie ma contentu. Na szczęście to koło powoli się przełamuje i obecnie większość nowości i bestsellerów na swoje wersje e-bookowe czy audiobookowe.

Drugim tematem była edukacja czytelników. Większość dalej myśli, że e-booki to PDF-y na ekranie komputera, od których bolą oczy. Opór stawiają też „wąchacze książek” – za każdym razem gdy na LubimyCzytać pojawia się informacja o e-bookach, pojawiają się użytkownicy protestujący, że nie jest to prawdziwa książka. Takim osobom po prostu trzeba pokazać, że można też czytać inaczej niż na papierze, bo nie jest to oczywiste. A osoby, które nawet chciałyby spróbować czytania e-booków, trafiają często na zaporowe ceny, podobne do tych na książki papierowe (promocje nie pomagają, bo na nie zwracają uwagę osoby regularnie polujące na e-książki, a nie nowicjusze szukający konkretnego tytułu). Problemem jest też mała liczba książek, których nakłady się wyczerpały, a nie są wznawiane elektronicznie, bo to wymaga przekonania autorów i podpisania z nimi nowych umów.

Edukować powinni wydawcy, ale oni najczęściej przekonują już przekonanych. Także samych wydawców ciężko przekonać jest do nowości i innowacyjności. Z Legimi padł głos, że wydawcy boją się, iż książka elektroniczna skanibalizuje papierową, a nie jest to prawdą, bo to inny rodzaj konsumowania treści. Tak samo kasety wideo nie zabiły kina.

Następny temat to słaba jakość e-książek, zwłaszcza darmowych czy klasycznych dzieł literatury z domeny publicznej. Najeżone błędami e-booki zniechęcają i odstraszają. Reakcje wydawców bywają różne – gdy jednemu zwrócono uwagę, że w e-booku brakuje jednego rozdziału, poprawiona wersja pojawiła się po 15 minutach. Inny na uwagę o licznych błędach odpowiedział, że taka jest norma na rynku i nie będzie niczego poprawiać. Ogólnie jednak jakość się poprawia, a jako przykład książek zawsze dobrze przygotowanych podano Wolne Lektury 🙂 Pojawić może się natomiast problem wielu wersji tej samej książki, w zależności od tego, czy błędy poprawia dystrybutor czy wydawca – w jednej księgarni możemy mieć plik poprawiony, a w innej nie.

Na koniec padły jeszcze przewidywania na przyszłość. Pan z Audioteki wierzy, że w przyszłości samochody będą głównymi nośnikami audiobooków – będą łączyć się ze sklepem i odtwarzać książkę mówioną przez kokpity przypominające tablety. Robert Drózd liczy na giętkie, składane i zwijane ekrany, na których będzie można czytać. Padły też pomysły książek interaktywnych. Wszyscy zgodzili się zaś, że książka to przede wszystkim historia a rolą technologii jest dobudować do niej kontekst.

PS. Wybieracie się w weekend na targi? Odwiedźcie stoisko wydawnictwa Czerwona Papuga!

Targowe zdobycze
Targowe zdobycze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *