Wydarzenia

III Warszawskie Targi Książki – dzień drugi

Dzień drugi na targach upłynął mi głównie na konferencji Forum Nowych Technologii. Rozpoczęła się ona wystąpieniem Mikołaja Topichy-Dolnego z eLib.pl o tym, co zrobić, by e-booki nie były brzydkie. Podkreślił głównie możliwości ePub 3, który chociażby umożliwia wiele opcji multimedialnych, a także umieszczanie w tekście skomplikowanych wzorów matematycznych czy tabel. Problem polega na tym, że niewiele jeszcze jest urządzeń, które potrafią ten format odczytać.

Z jednej strony pan Topicha-Dolny zaznaczył, że o e-bookach i sposobie prezentacji ich treści należy myśleć inaczej niż o formie książki papierowej – pewnych kanonów piękna nie da się przenieść, trzeba stworzyć nowe (przykładem był pierwszy samochód, który miał kształt dorożki – nikt nie potrafił sobie początkowo wyobrazić, że pojazd może mieć inny kształt. Tak samo ewoluować musi książka z papieru na „cyfrę”). Tworząc książkę elektroniczną trzeba pamiętać o możliwościach urządzeń, o wielkości ekranu. Z drugiej strony stwierdził jednak, że e-book ma dorównać książce papierowej… Oberwało się też informatykom, którzy decydują o wyglądzie e-booków, a się na tym nie znają i jest to powód, dla którego są one brzydkie. Informatycy powinni ściślej pracować z grafikami.

W trakcie prezentacji Marzeny Zawadzkiej z Inpingo mowa była o dwóch rzeczach. Po pierwsze, o tytułowym „grzechu konwersji” czyli błędach, które pojawiają się w wyniku przerzucenia tekst przez konwerter. Pani Zawadzka podkreśliła, że to tak, jakby sprzedać czytelnikowi książkę przed dokonaniem korekty – po konwersji tekst wymaga ponownego przejrzenia i sprawdzenia. Ciężko się z tym nie zgodzić – do szału doprowadzają mnie dywizy powrzucane czasem zupełnie bez sensu w środek słowa, być może pozostałość po przenoszeniu wyrazu? Czytelnicy czują się oszukani otrzymując produkt z błędami i spada ich opinia o danym wydawnictwie czy też e-bookach w ogóle.

Po drugie, zaprezentowano możliwości oprogramowania Inpingo, służącego tak do zaprojektowania publikacji elektronicznej w różnych formatach, jak i do nadzorowania dystrybucji e-booków do różnych kanałów. Rozwiązanie Inpingo opiera się na XML-u, dzięki czemu z raz wprowadzonego tekstu można wygenerować niezależnie wiele formatów, jednocześnie jest proste w obsłudze i nie wymaga posiadania kompetencji informatycznych. Można więc zlecić złożenie e-booka lub zrobić to samemu, korzystając z gotowych szablonów. Inpingo proponuje formaty dla Kindle (w tym oddzielny dla Fire), ePub (w tym w wersji 3.), Apple (Fixed Layout), PDF do czytania online i do druku, w tym skład książki papierowej (choć możliwości tej funkcji są ograniczone) plus szerzeg innych formatów i archiwów zapasowych.  Generalnie XML pozwala uniknąć konwersji i błędów.

Trzecia była prezentacja panów Adama Dawidziuka z 7bulls.com oraz Sławomira Brudnego z wydawnictwa WarBook. Tematem miały być „Nietrafione pomysły, nieuzasadnione uwagi, niewykorzystane możliwością skuteczne modele biznesowe na rynku książki elektronicznej”. Mam jednak wrażenie, że za mało było tu konkretów o modelach biznesowych, a za dużo było ogólnych uwag o rzeczach – jak mi się wydaje – dosyć już znanych i wałkowanych przy okazji każdej takiej konferencji. Pojawiły się chociażby stwierdzenia, że „papier nie umrze” czy też że w przypadku książki papierowej większe jest ryzyko związane z przestojem gotówki, niesprzedanym nakładem zalegającym w magazynie itd.

Nowe możliwości, jakie dają e-booki, to przede wszystkim skorzystanie z zasady „długiego ogona”, powtórna sprzedaż treści (zarówno starszej i niewznawianej, jak i kompilacji), sprzedaż fragmentów książek i sprzedaż archiwów. Wśród nowych modeli rozliczeń pojawiły się opłata abonamentowa, reklamy (tudzież droższa wersja bez reklam), sprzedaż w pakiecie, zniżki za polecanie czy lojalność.

Pan Sławomir Brudny zaprezentował też dosyć niepopularny pogląd, iż nie ma uzasadnienia dla dużo niższej ceny e-booka względem książki papierowej, a to ze względu na VAT, miejsce na serwerze, przygotowanie formatów i inne koszty, a także jakość, za którą czytelnicy powinni płacić.

Byłam tylko na końcówce kolejnej prezentacji poświęconej współpracy Bezkartek.pl z gdańską Biblioteką Manhattan. Ogólnie chodzi o to, że osoby zapisane w bibliotece mogą poprzez nią wypożyczać e-książki z Bezkartek.pl – biblioteka za każde wypożyczenie płaci 4 złote. Najwięcej kontrowersji wzbudził DRM, który potrzebny jest po to, by po określonym czasie książka mogła zostać usunięta z konta czytelnika, czyli automatycznie i wirtualnie „zwrócona” do biblioteki. Wydawcy martwili się, czy takie książki nie będą wyciekać, skoro wiadomo, że system DRM nie jest skuteczny i czytelnik może go zdjąć (na to rozwiązaniem ma być podwójne zabezpieczenie – DRM plus watermark). Z drugiej strony – część osób poczuła się wzburzona opcją usuwania książki z komputera/czytnika użytkownika (widać oni zawsze oddają książki do biblioteki na czas).

Bardzo dobrze wypadł, moim zdaniem, Bartłomiej Roszkowski z Nexto.pl. Opowiadał o sposobie ustalania cen dla e-booków oraz różnych metodach promocji w sposób sensowny i – co najważniejsze – praktyczny. Podkreślił, że ważne jest skupienie się na czytelniku-kliencie. Pod uwagę należy wziąć jego oczekiwania (a jak mówią badania, czytelnicy oczekują, że e-book będzie o połowę tańszy od wersji papierowej. Za najlepszą cenę uważają tę w przedziale 4,99 – 14,90 zł). Zaprezentował różne modele pobierania opłaty za treści, niekoniecznie jeszcze u nas popularne, takie jak abonament, freemium, system „kredytu” (płaci się raz w miesiącu stałą, niską cenę i można sobie za nią wybrać dowolnego e-booka). Odwołał się do przykładów serwisów takich jak filmowy Netflix czy muzyczna Muzodajnia oraz systemów sprzedaży aplikacji lub oprogramowania, które można by spróbować przełożyć na książki.

Chwalił też urządzanie ograniczonych czasowo promocji  – dobry tytuł za cenę 8-9 zł może się bardzo dobrze sprzedać, ponieważ takie promocje powodują kupowanie impulsowe – część osób kupuje taką książkę bez zastanowienia, „na później”, bo jest tanio. Sprzedając taniej można w praktyce sprzedać więcej.

W drugiej części prezentacji pan Roszkowski opowiadał o marketingu internetowym – tradycyjne formy takie jak reklamy kontekstowe czy spersonalizowane należy uzupełnić o nowe metody promocji. Przede wszystkim bliższy staje się kontakt między czytelnikami-użytkownikami a autorem i wydawnictwem. Ważne są dobrze prowadzone profile w serwisach społecznościowych oraz nietypowe, zaskakujące czytelników formy promocji i przywiązanie ich do wydawnictwa poprzez konkursy, fragmenty, akcje wirusowe. Była to bardzo dobra prezentacja.

Dużo w trakcie tej konferencji mówiło się o estetyce, wyglądzie i projektowaniu książki elektronicznej – bardzo mnie cieszy, że dostrzeżono ten problem i zaczęto o nim mówić, bo sama również uważam, że e-booki są zwyczajnie szpetne. A czasem jest to kwestia zrobienia zwykłej korekty. Dobra była też frekwencja, z sali padało sporo pytań, więc można było zauważyć zainteresowanie tematem.

Opuściłam część wystąpień i udałam się na debatę „Droga do sukcesu? Modele e-handlu książkami i treścią”, w którym brali udział przedstawiciele Świata Książki Weltbildu oraz Markus Klose – dyrektor ds. Marketingu i Sprzedaży, Hoffmann und Campe Publishers n/n. Prowadził Renek Mendruń z Biblioteki Narodowej. Na spotkaniu można było posłuchać o różnicach w niemieckim a polskim podejściu do e-booków, gość z zagranicy był cały czas odpytywany.

Padło m. in. pytanie o zabezpieczenia DRM oraz pirackie wersje książek. Markus Klose odpowiedział, że w przypadku Amazonu wydawcy jemu pozostawiają kwestię zabezpieczeń, i że autorzy niechętnie rezygnują z zabezpieczeń, w związku z czym DRM jest dość popularny w Niemczech. Stwierdził też, że osobiście nie wierzy w watermark, ponieważ żadne zabezpieczenia nie powstrzymają tych, którzy chcą nielegalnie rozpowszechniać e-książki. Wykazał się natomiast dużym zaufaniem dla uczciwych klientów. Powiedział, że nie ma sensu skupiać się na polowaniu pojedynczych piratów i piętnowaniu ich – ważniejszy jest dobry stosunek do uczciwego klienta, ciekawe promocje, skupienie się na tych, którzy chcą kupować. Ogólnie zaprezentował podejście „internauta-potencjalny klient”, nie zaś „internauta-potencjalny złodziej”.

Ostatecznie z Targów wygoniły mnie… warunki „pogodowe”. W salach konferencyjnych, tak Mickiewicza, jak i Rudniewa było nieprzyjemnie zimno, z kolei po wyjściu na korytarz uderzał zaduch. Dodatkowo w niektórych miejscach zdarzały się miejsca zimna – nie wiem na jakieś zasadzie to działało. W każdym razie nie od dziś wiadomo, że Pałac Kultury i Nauki nie jest najlepszym miejscem na tak dużą imprezę.

Jutro wpadnę jeszcze na prezentację czytników, dam też znać czy w dzień wolny zawitały tłumy.

Bonusowy smaczek:

W „Forum książki”, gazetce rozdawanej za darmo przy informacji targów, we wstępie napisanym przez Grzegorza Filipa, znajdziemy taki oto kwiatek:

Czytelnictwo miały poprawić czytniki, z tym że czytelnicy, jak wyznają handlowcy, wciąż nie mogą przekonać się do e-booków. Myślę, że do owego braku przekonania przekonują ich ceny wzbogacone o 23-procentowy VAT. Zresztą ile by nie kosztowały, monitory wygrają. Nie wiem, co na to okuliści, lecz antropolodzy współczesności bez wątpienia przygotowali są na to, że niebawem będziemy już patrzeć jedynie w monitory. […] Już dziś, reklamując możliwości czytników, producenci zachwalają głównie to, jak miło się  na nich ogląda obrazki.

Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, gdy w gazecie rozdawanej na targach, na których odbywa się szereg prelekcji poświęconych e-bookom i urządzony jest kącik e-czytania, pojawia się tak jaskrawe niezrozumienie tematyki e-czytników. A Empik dalej reklamuje Trekstor jako e-czytnik, a nie tani tablet – nic dziwnego, że ludzie nie są w stanie odróżnić tych dwóch pojęć i że dalej są problemy ze zrozumieniem, że e-papier to technologia przyjazna dla oczu.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *