Rynek książki

W okolicach Tygodnia eKsiążki

Gazeta Wyborcza uraczyła nas tekstem „Czy e-booki zjedzą kota?„. Pierwsza połowa tekstu poświęcona jest kotu Dante, który mieszka we wrocławskim antykwariacie. Kot jest strasznie fajny, do tego to taki internetowy celebryta, bo ma własną stronę na Facebooku. Zasadniczo nie mam nic do kotów – koty wręcz uwielbiam i wsadzam do swoich opowiadań. Koty w księgarniach/antykwariatach/bibliotekach? A czy może być coś lepszego niż towarzystwo kota i książki? Gdzieś tam jednak w trakcie czytania tego jakże uroczego artykułu zaczęłam się zastanawiać, co to wszystko ma wspólnego z e-bookami.

Jak się okazuje – zupełnie nic. W drugiej części możemy przeczytać rozmowę z właścicielką kota (i antykwariatu) dotyczącą e-booków. I nie wnoszącą do tematu absolutnie niczego. Powtarza się kilka dobrze znanych argumentów, że szelest kartek, że prezent. Kontrargumentów brak – zresztą nie pasowałyby do lekkiego charakteru artykułu.

Nie chodzi mi o to, że e-book jest lepszy. Chodzi mi o to, że niezmiernie dziwią mnie ludzie, którzy uparcie prowadzą dyskusje nad wyższością Święta Bożego Narodzenia nad Wielkanocą lub odwrotnie (bardziej od nich dziwią mnie już tylko ludzie, którzy wieszczą rychłą i ostateczną śmierć książki papierowej). Książka papierowa ma swoje zalety i wady. Książka elektroniczna ma swoje zalety i wady. Nie zmienia to faktu, że tekst w środku jest ten sam i jeśli ja przeczytam „Boską komedię” na e-czytniku, a ktoś inny na papierze, to i tak będziemy mogli spokojnie dyskusję o tej książce odbyć. No chyba że jakaś książka ma tylko jedną z tych form, ale nie wnikajmy w szczegóły. Nie ma tak naprawdę znaczenia, jak się czyta – można czytać papierze, na wydruku, na ekranie komputera, na e-czytniku, na tablecie. Czy naprawdę robi to aż tak szaleńczą różnicę. To już lepiej zastanowić się, jakie ewentualne „technologiczne ulepszacze” chcemy w e-bookach w przyszłości i co z nich wyniknie (choć muzykę czy film do książki papierowej też można dodać, różne wysuwane elementy w 3D też…).

Kiwam więc z politowaniem głową, zastanawiając się, co kierowało autorką artykułu. Jeśli chciała mieć miły i sympatyczny tekst okołoksiążkowy, mogła napisać po prostu o kocie. Abo ogólnie o losach tego konkretnego antykwariatu. Ale po co, na litość, włączała do tego wszystkiego e-booki? Żeby się podpiąć pod chodliwy temat? (ryzykowna teza). Bo sam kot to za mało? Bo o technologiach (zwłaszcza o tym jakie są złe i zabierają nam dobrą, tradycyjną książkę drukowaną) ludzie chętniej poczytają?

Rozpoczął się właśnie Tydzień eKsiążki, którego ideą jest zachęcanie do elektronicznej książki. Jeśli więc zastanawiasz się, czy spróbować, podpowiem – jeśli fabuła jest wystarczająco wciągająca, szybko zapomnisz o aspektach „fizycznych”. Ostatnio przeczytałam całą książkę na telefonie komórkowym, choć zarzekałam się, że nigdy tego nie zrobię. A jednak się udało – bo nie potrafiłam się od niej oderwać i wszystko inne odeszło na bok.

Życzę miłego czytania. W jakiejkolwiek formie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *