Miasta wyśnione
Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Miasta wyśnione”, Wade Graham

„Miasta wyśnione” mają podtytuł „siedem wizji urbanistycznych, które kształtują nasz świat”. I pewnie łatwo byłoby po prostu przedstawić najpopularniejsze budynki reprezentujące daną epokę/styl/sposób myślenia. Albo samą suchą teorię. Można też było bezrefleksyjnie cytować dzieła kolejnych wizjonerów architektury. Na szczęście Graham postanowił nie tylko spojrzeć na zagadnienie szerzej, ale też bardzo przejrzyście tę wiedzę uporządkować, sprawiając, że pozorne różne rozdziały łączą się ze sobą jeden po drugim, opowiadając urbanistyczną historię XX wieku.

Zamki

Każdy z siedmiu rozdziałów szczegółowo prezentuje określony nurt projektowania miast, wykorzystując w tym celu kilka przeplatających się elementów – architekta, czas i kontekst społeczny. Autor w każdej części przedstawia więc sylwetkę najważniejszego twórcy danej idei, często opowiadając o ich dzieciństwie, życiu prywatnym, inspiracjach. Dzięki temu dzięki jednej książce można zapoznać się z całym szeregiem osobistości, które przed ostatnie sto lat kształtowały nasze miasta: Le Corbusierem, Frankiem Lloydem Wrightem, Jane Jacobs, Kiyonorim Kikutake i wieloma innymi. Oczywiście znalazło się miejsce dla ich uczniów, naśladowców, przeciwników czy konkurencji, nie są więc to wyłącznie biografie, ale dzięki skupieniu większej uwagi na jednej wybranej postaci, łatwiej zrozumieć idee drzemiące za określonymi rozwiązaniami bez gubienia się wśród kolejnych nazwisk, nazw firm projektowych i realizacji.

Monumenty

Jednocześnie rozdziały ułożone są chronologicznie, co oznacza, że możemy obserwować, jak zmieniało się podejście do projektowania miast od przełomu XIX/XX wieku do dziś. Dzięki temu widzimy też, jak kolejne pokolenia architektów, urbanistów, ale też zwykłych mieszkańców i aktywistów obnosiły się do poprzedników – raz się nimi inspirowały i czerpały pełnymi garściami, innym razem kontestowały dotychczasowy porządek, krytykowały nieudane eksperymenty i żądały zmian. Wyjątkiem jest rozdział o centrach handlowych, w którym cofany się aż do czasów starożytnych, by prześledzić, jak rozwijał się miejski rynek i handel uliczny (swoją drogą, jeden z ciekawszych rozdziałów). To przejście od greckiej agory do współczesnych mega centrów handlowych, wewnątrz których znajdują się nie tylko sklepy i restauracje, ale też odkryte chodniki-ogrody, oceanaria i całe lunaparki. Ogólnie jednak chronologiczne ułożenie pozwala zauważyć ciąg przyczyn i skutków, które w poszczególnych momentach czasu doprowadziły do takiego a nie innego wyglądu miast.

Bloki

Za szczególnie istotne uważam pokazanie kontekstu społecznego wielkich architektonicznych projektów. Często to, co miało zrewolucjonizować metropolie, przyczyniało się do ich upadku. Graham pisze o wyludnianiu centrów miast, rasizmie białych przedmieść, rosnącej przestępczości, wykluczaniu mniejszości i biedniejszych mieszkańców. Pokazuje, jak faworyzowanie ruchu samochodowego zniszczyło małe, dzielnicowe społeczności, ale też jak mieszkańcy Nowego Yorku ochronili park przed przerobieniem na wielopasmową drogę i udowodnili, że to te najmniejsze, lokalne działania pobudzają życie miasta (w książce przytoczony jest tytuł nagłówka z New York Timesa: „Plan budowy nowych szos w parku przy placu Waszyngtona zakłócony przez kobiety”. Włodarze miasta nie mogli zrozumieć, jak ich budowlane plany mogły zostać zatrzymane przez grupę matek z dziećmi…). Co prawda w niewielkim stopniu, ale wspomina też o ekologii, prezentując szalone wizje samowystarczalnych miast na wodzie z lat 60-tych, jak i współczesnych energooszczędnych budynków.

Domostwa

Jedyne, co mi trochę przeszkadzało, to że książka skupiona jest głównie na USA. Niby nie ma się temu co dziwić, bo większość wielkich architektów właśnie tam pracowała, ale zdjęcia pochodzą z różnych krajów (także z Polski), liczyłam więc na podróż po co najmniej kilku krajach. Wyjątkiem jest rozdział ostatni, „Habitaty”, poświęcony w większości architektom japońskim.

Koralowce

Autor też jest dosyć krytyczny wobec praktycznie wszystkich, o których pisze. Wyraźnie wyczuwa się jego sympatie i choć jest bardzo rzeczowy, to nie boi się oceniać urbanistycznych wizji ludzi uznawanych za autorytety, jeśli uważa, że wyrządziły one więcej szkody niż pożytku. Oczywiście nie jest tak, że nie potrafi pochwalić czy docenić pewnych pomysłów czy działań, bo to robi, zachowuje jednak zawsze sceptycyzm i udowadnia, że nawet najszczersze chęci nie zawsze kończą się dobrą architekturą. Nie jest to więc książka, która pozwala na czysty zachwyt, choć wydawałoby się, że chociażby gigantyczna makieta miasta Wrighta powinna budzić respekt. Myślę jednak, że to słuszne podejście.

Galerie handlowe

I chyba właśnie te szczerze chęci są najciekawszym elementem podróży po miastach. Ostatecznie nikomu nie zależało na celowym stworzeniu złego projektu. Zaglądając do umysłów urbanistów i architektów widać, że pragnęli zaspokoić podstawowe ludzkie potrzeby – prywatności, posiadania domka z ogródkiem, samowystarczalności, bezpieczeństwa; ale też kontaktu z drugim człowiekiem, łatwego dostępu (najlepiej na pieszo) do pracy, sklepu, rzemieślników i terenów rekreacyjnych. Owszem, niektórzy uważali się za nieomylnych geniuszy i byli pełni pychy, przede wszystkim zaś nie rozumieli, czym naprawdę miasto jest, tworzyli wręcz antymiasta. Inni zaś naprawdę kierowali się dobrem mieszkańców. Nie można więc winić Jane Jacobs, że jej apele o budowanie różnorodnych, lokalnych społeczności zostały wykorzystane do tworzenia grodzonych osiedli. Ani Victora Gruena – który z obrzydzeniem wypierał się miana ojca centrów handlowych – że deweloperzy wypaczyli jego ideę poprzez skupienie się tylko na komercji, a pominięcie towarzyskich, kulturalnych i rekreacyjnych funkcji malli, mających integrować społeczność. „Miasta wyśnione” doskonale pokazują rozjazd między pięknymi wizjami a rzeczywistością.

Habitaty

„Miasta wyśnione” spokojnie wskakują do czołówki moich ulubionych książek, nie tylko tych o architekturze i urbanistyce. Wiedza jest tu świetnie i czytelnie podana dzięki jednoczesnemu podziałowi chronologicznemu, na tematy, a także głównego architekta danego nurtu. Cieszę się, że przeczytałam ją, zanim sięgnęłam po posiadane przeze mnie biografię Le Corbusiera oraz książki Wrighta i Jacobs, bo dzięki temu zyskałam szerszy kontekst historyczny i na pewno inaczej spojrzę na ich idee oraz dokonania. Powiedziałabym, że jako wprowadzenie to zagadnień urbanistycznych ta książka nadaje się wręcz doskonale i gorąco ją polecam.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *