Dwie karty
Czytam

Sprawozdanie z lektury: „Dwie karty”, Agnieszka Hałas

Zrobiłam sobie krótką przerwę od czytania nominacji do Nagrody Zajdla, by nadrobić trochę starszy tytuł rodzimej fantastyki. Najwyższa pora zapoznać się z Krzyczącym w Ciemności.

Po pierwsze, szalenie podoba mi się świat przedstawiony w cyklu „Teatr Węży”. Bogowie postanowili odejść, żal im jednak było zostawić ludzkość na pastwę demonów, dlatego utkali wokół świata materialnego Zmroczę, magiczną warstwę ochronną. Pozwolili też ludziom korzystać z magii. Nic jednak nie jest idealne, dlatego demony wciąż przedzierają się do świata materialnego i knują plany przejęcia ludzkich dusz, a srebrni magowie muszą dbać o równowagę Zmroczy. Jak to robią? Ano pozwalają złym ludziom robić złe rzeczy, bo dobro bez zła by nie istniało. A jak przesadzą i dojdzie do zachwiania (powodującego np. deszcz żab, a cieszmy się, że nie ognia), to się ich stosownie ukaże, by wszystko wróciło do normy.

Długo by jeszcze można tłumaczyć różnice między srebrną a czarną magią i jak to wszystko działa, ale to nie miejsce na takie szczegóły. Chciałam powiedzieć jedynie, że Agnieszka Hałas wymyśliła trochę pokręcony i szalony świat, który jednak mocno trzyma się ustalonych zasad. Jest więc oryginalny, pełen dziwacznych postaci i zdarzeń, ale jednocześnie logiczny i spójny. I o to chodzi, bo ileż można czytać o kolejnych wariacjach „fantastycznego pseudo-średniowiecza”?

Po drugie, zaskoczyło mnie, jak sympatyczne są postaci… choć to może nie właściwe określenie. Nasi bohaterowie pochodzą z nizin społecznych, mieszkają w Podziemiach, to biedacy, zbieracze śmieci, złodzieje i inne podejrzane typki. W każdej typowej opowieści można by się po nich spodziewać tylko najgorszego. Oskubaliby otumanionego Brune Keare z ubrań i zostawili, by zamarznął na śmierć. Tymczasem u Hałas są to ludzie zwyczajnie przyzwoici. Udzielają pomocy obcemu, otaczają go opieką, dzielą swymi ograniczonymi zasobami, uczą życia w nowych warunkach… Aż żal, że znikają tak szybko, bo w „Dwóch kartach” różnych postaci drugoplanowych czy pobocznych jest prawdziwy multum. Przez co w którymś momencie ciężko wszystkie spamiętać. Ledwo kogoś polubiłam, a już mi znikał na kilkadziesiąt stron (nie mówiąc o śmierciach!). I choć oczywiście czarne charaktery też się tu znajdą, doceniam, że świat Podziemi nie jest sztampowo ponury i okrutny.

Problem pojawia się w połowie książki, bo dochodzi tu do zdarzenia, które jak myślałam, będzie albo finałem, albo przynajmniej dużym punktem zwrotnym, tymczasem sprawa rozchodzi się trochę po kościach. Od tego momentu powieść coraz bardziej zaczyna mi przypominać zbiór połączonych ze sobą opowiadań. Oczywiście wątek walczących o dusze królestw dalej się przewija, ale mam wrażenie, że jest go za mało. Fabuła zaczęła mi się wręcz kojarzyć z mechaniką gry, gdyż Krzyczący w Ciemności wykonuje jedno pomniejsze zadanie dla jakiejś postaci, a potem inne zadanie dla drugiej postaci i tak dalej… Dla mnie tempo akcji spadało momentami trochę za bardzo i szkoda mi też było, że zniknęli bohaterowie, których zdążyłam polubić na początku.

Wypadałoby pewnie powiedzieć parę słów o Brune, głównym bohaterze, zwanym też Krzyczącym w Ciemności. Mam względem niego mieszane uczucia. Z jednej strony, okrywa go tajemnica, bo nie pamięta swojej przeszłości, a chęć jej odkrycia pcha czytelnika na przód. Czyni to go postacią trochę zagubioną, potrzebującą wsparcia innych, nie zawsze potrafiącą podjąć właściwą decyzję i łatwo wplątującą się w niechciane awantury. Z drugiej – momentami z Brune wychodził brzydko Gary Stu, gdy przypominał sobie kolejne i kolejne coraz to potężniejsze zaklęcia, albo okazywało się, że jest odporny na jakąś chorobę, albo w inny sposób wyjątkowo łatwo radził sobie z wyzwaniem. Ale to na szczęście tylko momentami.

Niedawno ukazała się czwarta część cyklu Teatr Węży, także mam jeszcze parę książek do nadrobienia i zabiorę się za nie, gdy tylko skończę pozycje zajdlowe. Przede wszystkim dlatego, że ciekawi mnie przeszłość Krzyczącego w Ciemności i chcę się dowiedzieć, co dokładnie mu się przydarzyło (i jak zareaguje, gdy się tego dowie). Chętnie też wrócę do świata przedstawionego.


PS. W lipcu (nie licząc pierwszego tygodnia, gdzie się wszystko pomieszało) notki książkowe będą się pojawiać w czwartki, bo w poniedziałki będę robić tygodniowe podsumowania CampNaNoWriMo. Także przy dobrych wiatrach będą po dwie notki tygodniowo! 🙂 Oczekujcie sprawozdań z lektury „Małego licha i tajemnicy Niebożątka”, „Każdego martwego marzenia” oraz „Sente”. Akurat się wyrobię pięknie przed Polconem z nominacjami. A potem znów „Teatr węży”.