Czytam

Kwietniowe lektury

Kwiecień był bardzo wolny. I nawet nie wiem, kiedy zleciał – ale zawsze mogę mówić, że byłam zbyt zajęta pisaniem, by czytać, o. Jedyne, co mi się lekturowo udało osiągnąć, to dokończenie zaczętego jeszcze w zeszłym roku Narrenturm.

narrenturmNarrenturm, Andrzej Sapkowski – Przez pierwsze 200 stron bardzo mi się ta książka podobała. Potem było gorzej. Reynevan uganiający się za Adelą po całym Śląsku do pewnego momentu był uroczy, ależ ileż można. Chłopina i jego wesoła kompania przez pół książki kręcili się jak przysłowiowe g..no w betoniarce – a to ktoś ich łapał, a to się uwalniali, a to ktoś im pomagał, a to ściągali na siebie nowe problemy, ktoś ich łapał, uwalniali się… środek dłużył mi się straszliwie. Na szczęście ostatnie 100 stron uratowało sytuację, co prawda daleko poza schemat nie wychodząc, ale jednak wprowadzając jakieś urozmaicenie i popychając akcję na przód.

Nie wiem, czy to dziwne, ale fragmenty historyczne podobały mi się znacznie bardziej od tych magicznych. To znaczy tak – Reynevan rzucający zaklęcia był świetny, lubię takie rzeczy, mieszanki ziół o magicznych właściwościach, nawiązy i egzorcyzmy (Samson Miodek jest moim zdecydowanym ulubieńcem). Ale te wszystkie stwory? Ten sabat czarownic? Nudziło mnie to i denerwowało. Chętniej czytałam o husytach, biskupach i książętach. O walce za wiarę, układach i koneksjach. Urządzam więc pewnie jakąś brzydką projekcję, dochodząc do wniosku, że bardziej by mi się Narrenturm podobało, gdyby było o połowę krótsze, pozbawione połowy magicznych rzeczy i bardziej skupiało się na głównym wątku. Ale wtedy byłoby inną książką.

Nie wiem, kiedy zabiorę się za kolejne części, ale na pewno się zabiorę, mimo marudzenia. W końcu wygląda na to, że Reynevan chwilowo przestanie ganiać za spódniczkami i rozkręci się główny wątek fabularny, który od razu przyciągał moją uwagę, za każdym razem, gdy wyskakiwał na chwilę pomiędzy kolejnymi przygodami Bielau. Idziemy na Czechy!


A jeśli chodzi o moje postanowienie, bo z planowanych 30 książek przeczytałam 9, plus 2 nie zaplanowane, które wskoczyły w międzyczasie. Jestem więc w jednej trzeciej planu po jednej trzeciej roku. Mogłoby być lepiej, ale przynajmniej nie jestem do tyłu!

Brak komentarzy

  • Marša

    Tu i tam sporo dobrego o „Narrenturm” słyszałam, a z drugiej strony jestem do Sapkowskiego, czy raczej jego książek, zrażona i jakoś nie rwę się ku nim, i ech… może kiedyś, bo twoja notka utwierdziła mnie póki co w mym niezdecydowaniu. xP

    • Ag

      Narrenturm to jest w sumie bardzo dobre, tylko jak dla mnie za długie – można spokojnie przeskoczyć długie partie tekstu i nic nie stracić. Ja tam do Sapka nic nie mam, gdybym miała czas, powtórzyłabym sobie Wiedźmina, bo nie ufam moim odczuciom względem książek z czasów liceum…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *