Rynek książki

Mark Coker o sile czytelników – głos w sprawie cen książek

Zdjęcie: Pen Waggener, CC BY 2.0
Zdjęcie: Pen Waggener, CC BY 2.0

Dyskusja o wprowadzeniu jednolitej ceny na nowości książkowe w Polsce osiągnęła właśnie nowy poziom – odpowiednia ustawa trafiła do Sejmu. Najbardziej kontrowersyjny przepis miałby „zamrażać” cenę książki na 12 miesięcy od wydania, dzięki czemu czytelnik mógłby ją kupić w dowolnej księgarni za tyle samo. Niektórzy twierdzą, że ustawa przyczyni się do zahamowania promocyjnego szaleństwa i rabatowej patologii na rynku wydawniczym, co z kolei doprowadzi do spadku cen książek i wzrostu czytelnictwa.

Podobne rozwiązania wprowadzone rok temu w Izraelu na razie nie dały najlepszych wyników, ale dziś dowiemy się, co tam słychać w Kraju za Wielką Wodą. W USA oczywiście nie ma tego typu przepisów prawnych, jest jednak agency pricing – zasada mówiąca, że to wydawca ustala, za jaką cenę sprzedawane są jego e-booki i niepozwalająca dystrybutorowi takiemu jak Apple czy Amazon na przesadne promocje. Agency pricing wywołał spore kontrowersje i doczekał się sprawy w sądzie, gdy Departament Sprawiedliwości uznał, że wydawcy i Apple zmową cenową zadziałali na niekorzyść czytelników. Wszystko zakończyło się ugodą – i wydawcy na dwa lata musieli zrezygnować z ustalania odgórnie cen. Dwa lata właśnie minęły.

Co to wszystko ma wspólnego z książką? Cóż, problem jest bardzo podobny, choć w USA dotyczy e-booków, a u nas – książek drukowanych. Wydawcy chcą „właściwie wyceniać pracę autorów” i mieć kontrolę nad swoimi produktami, a dystrybutorzy wierzą, że lepiej jest sprzedawać taniej, ale więcej i zdobywać nowych, zachęconych niskimi cenami klientów. Pierwsi chcą utrzymywać ceny na stałym poziomie, drudzy – obniżać je.

Oczywiście pytanie brzmi, czy nie da się zrobić wszystkich tych rzeczy na raz? Czy wydawcy koniecznie muszą ustalać wysokie ceny? Być może możliwy jest kompromis, system, w którym wydawcy i autorzy zarabiają, a czytelnicy kupują za rozsądne ceny? Zarówno w USA, jak i w Polsce wydawcy pokazywani są jako ci źli, którzy na złość chcą zawyżać ceny. A być może wcale tego nie zrobią – muszą przecież brać pod uwagę swoich klientów.

Takie właśnie optymistyczne podejście prezentuje Mark Coker, CEO serwisu dla self-publisherów Smashwords i zwolennik agency pricing. W wypowiedzi dla serwisu GoodEReader wyjaśnia, że jeśli wydawcy zdecydują się na zbyt wysokie ceny, zostaną za to ukarani przez czytelników. Ci ostatni, jego zdaniem, mają znacznie więcej władzy niż myślą i mogą wpływać na decyzje podejmowane przez wydawnictwa. Coker zauważa, że nie muszą tego robić wyłącznie poprzez „cichy bojkot”, czyli nie kupowanie danej książki – mogą skorzystać choćby z mediów społecznościowych, by dać znać, że nie są zadowoleni z cen:

If publishers make the mistake of pricing their books too high, the marketplace will punish them for it. Readers have a lot more power than they think.

If an author or publisher is trying to screw them over with a price that is just outrageous, readers can say no. And publishers will hear that. Authors will hear that. Readers can put pressure on authors…if a reader feels like an author’s book is priced too high by the publisher, you can bet that all they have to do is tweet at that author about the book being priced too high, and the publisher’s going to be hearing that customers are angry. The marketplace has a lot of power. If readers can accept that it’s important that authors and publishers profit from the sale of a book since it’s their profit that allows them to continue this great service of providing books, then everyone can be happy. If readers think everything should be free, that’s obviously an attitude that is not sustainable.

Jednocześnie Coker zdroworozsądkowo zauważa pewną rzecz, o której przeciwnicy jednolitej ceny książki i najwięksi maruderzy często zapominają – że wydawcy i autorzy muszą zarabiać i pewne rzeczy nie mogą być ani darmowe, ani przesadnie przecenione. Zdroworozsądkowo proponuje system, w którym wszyscy są zadowoleni z przepływu pieniędzy i nikt nie żąda zbyt wiele. I wierzy, że taką równowagę można osiągnąć.

Jeśli chodzi o mnie, powiem dwie rzeczy w temacie – po pierwsze, mam nadzieję, że polska ustawa nie obejmie e-booków, dzięki czemu te dalej będę mogła kupować taniej. Bo większość lektur kupuję i tak w formie elektronicznej, a nieliczne papierowe wydania zamawiam u wydawcy (no dobrze, czasem idę do tego złego Empiku, ale dostałam kartę prezentową, sami rozumiecie). Stała cena książki prawdopodobnie nie zmieniłaby moich nawyków, bo są pewne tytuły, które po prostu chcę mieć i kupuję dosyć szybko po premierze. Poza tym mam takie zapasy, że na inne tytuły mogę poczekać. Przede wszystkim jednak, ustawa mogłaby napędzić zainteresowanie e-bookami i zmiany na tym rynku w Polsce.

Po drugie – może to igranie z ogniem, ale trochę chciałabym, żeby wprowadzili tę ustawę. Tylko po to, by zobaczyć, co się wydarzy. Bo że coś się musi zmienić na rynku wydawniczym, to pewne. Nie wiem, czy akurat ta ustawa w czymkolwiek pomoże, ale przynajmniej coś się wydarzy i raz poruszona maszyna zmian może ostatecznie przynieść nam coś dobrego.

A może – jak twierdzą wydawcy – ceny rzeczywiście spadną? Oczywiście nie do poziomu promocyjnego, ale, nazwijmy to, umiarkowanego? Bo może Coker ma rację i nie warto złościć czytelników. Wydawcy, którzy to zrozumieją, poradzą sobie.

Więcej w artykule „Does Agency Pricing Hurt Reading Consumers?” na GoodEReader.

Trochę także w artykule „In Amazon/Hachette deal, ebook agency pricing is a winner” w serwisie GigaOm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *