Czytam

Styczniowe lektury

Witamy w nowym roku z nową siłą! Przyznam, że luty nie zaczął się dla mnie najlepiej – przez pierwsze dwa tygodnie za nic nie mogłam się zabrać. Mam co prawda na to usprawiedliwienie – w tym czasie kończyłam powieść. (Którą i tak muszę napisać w większości od początku. Nigdy niczego nie osiągnę, nigdy…). Ale martwiłam się, że zaraz na początku czytelniczego wyzwania będę mocno do tyłu. Na szczęście kolejne dwa tygodnie były ambitne jak mało kiedy. W tym miesiącu przeczytałam aż pięć książek! W takim tempie mogłabym dobić nawet do słynnych 52, ale się nie łudzę… ale do konkretów:

tehanuTehanu, Ursula K. le Guin – Kiedy jako dziecko czytałam „Ziemiomorze” dotarłam tylko do trzeciej części, „Najdalszy brzeg”. W zeszłym roku zaczęłam powtarzać sobie ten cykl i po raz pierwszy dodarłam do „Tehanu”. I trochę się cieszę, że nie znałam go wcześniej.

„Tehanu” zostało napisane prawie 20 lat po „Najdalszym brzegu” i jest przede wszystkim próbą naprawienia przez autorkę pewnych rzeczy, które wcześniej się napisało, rozliczenia się z własnymi poglądami na sprawy płci i ról kobiety oraz mężczyzny. W świecie Ziemiomorza tylko mężczyźni zostają magami, a kobiety – co najwyżej paskudnymi czarownicami. „Złośliwy jak kobiece czary” – napisała wiele lat temu le Guin i najwyraźniej bardzo ją to gryzło, bo chciała się z tego wytłumaczyć, jakoś to naprawić. Moim zdaniem – niepotrzebnie. Nigdy nie przeszkadzało mi, że „Czarnoksiężnik z Archipelagu” opowiada o chłopcu, nie dziewczynce, dalej uważam go za świetną książkę o dojrzewaniu. A „Grobowce Atuanu” – moja ulubiona część cyklu – mają przecież główną żeńską bohaterkę, bardzo przeze mnie lubianą. I w ogóle przedstawia świątynię zamieszkaną tylko i wyłącznie przez kobiety-kapłanki. Być może podział na mężczyzn-magów i kobiety-kapłanki pradawnych mocy ziemi nie wydawał się le Guin uczciwy, ale mi – wystarczał.

W tej historii powraca właśnie Tenar z „Grobowców”, co mnie z początku wielce ucieszyło, bo lubiłam tę postać. Szybko jednak zdziwiło mnie życie, jakie wybrała. Tenar kończy na Goncie u boku męża rolnika, rodzi dwójkę dzieci. Jest całkiem zwyczajna, normalna. I przez całą książkę snuje rozważania nad tym, czy dobrze postąpiła. Czy rzeczywiście mocą kobiety jest rodzenie dzieci, czy nie powinna jednak za młodu oddać się magii, czemu podział ról w rodzinie/gospodarstwie/świecie jest taki a nie inny. W zasadzie cała książka tylko tego dotyczy i – niestety – nie jest to dobrze napisane. Kobiety wyrzucają mężczyznom ich wady, mężczyźni kobiet nie rozumieją i nie doceniają. Nikt nie jest zadowolony, panuje wrogość między płciami. Dziwi mnie taki sposób opisania problemu, bo le Guin potrafi na ten temat pisać znacznie lepiej, ciekawiej, umiejętnie wplatając w fabułę. „Tehanu” rozważaniami wali czytelnika prosto w twarz, ale morał z tego żaden nie wypływa. A przecież wiele scen z książki bez problemu koresponduje ze współczesnymi problemami kobiet (ten fragment o tym, że kobiety muszą się zamykać w domach… aż ciarki przechodzą), głównie dlatego, że przez 25 lat od czasów wydania książki nic się nie zmieniło… Ta książka to po prostu zmarnowany potencjał. Le Guin chciała powiedzieć coś ważnego, ale nie umiała tego zrobić.

Na pocieszenie dostajemy Therru. Postać, która jest dziewczynką niezwykłą, trudną, a jednocześnie sympatyczną. Therru nie musi prowadzić rozmyślań nad tym, czy to kobieta czy mężczyzna powinna/nien pozmywać po obiedzie naczynia, wystarczy, że jest. I znacznie lepiej wprowadza równowagę płci w świecie Ziemiomorza niż smęty Tenar.

Mam nadzieję, że w „Innym wietrze”, za który właśnie się zabieram, Therru pozostanie postacią tak samo świetnie skonstruowaną i swoją historią znacznie lepiej opowie to, co chciała przekazać le Guin w „Tehanu” ustami Tenar.

innywiatrInny wiatr, Ursula K. le Guin – Po rozczarowującym „Tehanu” „Inny wiatr” przywrócił magię do cyklu o Ziemiomorzu. To piękne zwieńczenie serii, które domyka wszystkie wątki i łączy elementy przewijające się w pozostałych książkach – smoki, króla, znaczenie magii, Suchą Dolinę. Bardzo mnie cieszy, że po tylu latach w końcu poznałam koniec tej opowieści.

„Przełamaliśmy świat, by go scalić.”

opowiesciOpowieści z Ziemiomorza, Ursula K. le Guin – „Opowieści” są podobno piątą częścią cyklu, a „Inny wiatr” szóstą, ale w zbiorowym wydaniu Prószyńskiego i S-ki są z jakiegoś powodu zamienione miejscami. Nie jest to duży problem, biorąc pod uwagę, że to zbiór opowiadań niepowiązanych z główną fabułą, nie licząc „Ważki”, która poświęcona jest losom Irian, ogólnikowo tylko wspomnianym w „Innym wietrze”.

Zbiorek ten pozwala trochę szerzej spojrzeć na Ziemiomorze, nie tylko z perspektywy Geda. Poszczególne opowiadania rozgrywają się w różnych epokach – pierwsze z nich opisuje powstanie szkoły magów na Roke, inne rozgrywa się za życia Geda, jeszcze inne – gdzieś w międzyczasie. Ale w zasadzie wszystkie łączy podobny klimat – świat pogrążony jest w chaosie, grabieżach i niepokoju, żyje się w nim ciężko. A to odmieni się dopiero w „Innym wietrze”. W gruncie rzeczy jest to bardzo pesymistyczny obraz Ziemiomorza. Nigdy go w zasadzie w ten sposób nie odbierałam, więc była to dla mnie dziwna lektura.

Po raz kolejny autorka rozprawia się z różnicami między męską a kobiecą magią, a robi to zgrabniej niż w „Tehanu”, wplatając te rozważania w fabuły. Najciekawszym opowiadaniem jest chyba „Szukacz”, opowiadający o Roke, gdzie początkowo kobiety sprawowały opiekę nad Gajem i pomagały tworzyć szkołę. Tyle że już od samego początku pojawia się antagonizm płci, na zasadzie „mężczyźni pragną władzy i dominacji (magii), a kobiety nie mają czasu na takie pierdoły, są ostrożne i łagodniejsze”. Nie, żeby nie było w tym wiele prawdy, ale znów zabrakło mi jakiejś różnorodności charakterów, postaci wychodzących poza ramy swojej płci. Kobiety z Roke mentalnie stłamsiły się same, zanim jeszcze zrobili to czarnoksiężnicy, choć ciężkie przeżycia wojenne i wywołana nimi nieufność powinny znacznie je uodpornić na naciski. Dlatego szkoda, że w opowiadaniu nie pokazano w jaki dokładnie sposóļ kobiety zostały wyrzucone z Roke.

cylinderCylinder van Troffa, Janusz A. Zajdel – When in doubt – Zajdel!

„Cylinder van Troffa” jest książką dobrą już od pierwszych stron, a po przeczytaniu całości z radością przyznaję, że to najlepszy utwór Zajdla, jaki miałam okazję do tej pory czytać. Pomysłowo skonstruowany, wolny od generyczności „Planety Ksi”, z niezwykle interesującym, wielowarstwowym miastem. Przede wszystkim jednak „Cylinder” nie zestarzał się tak brzydko jak wiele innych utworów fantastycznych… nie zestarzał się chyba nawet wcale.

Jeśli więc Zajdla nigdy nie czytałeś – zacznij od tej książki.

dziesieciuDziesięciu Murzynków, Agatha Christie – E, nie zgadłam, kto zabił 🙁

„Dziesięciu Murzynków” to taki klasyk klasyków – po kolei giną goście odciętego od świata domu. Bardzo mnie taka forma ucieszyła, właśnie coś takiego chciałam przeczytać. Niestety w którymś momencie zaczęłam się irytować, bo jednak taka konstrukcja powieści ma swoje wady. Denerwowało mnie, jak bohaterowie zajmowali się analizą wierszyka o Murzynkach już PO morderstwach, zamiast robić to przed. Przynajmniej w jednym momencie (i to kluczowym!) wierszyk bardzo wyraźnie wskazywał, kto za chwilę zginie, ale jakoś nikt tego nie zauważył… Bohaterowie też niby mieli się nie rozdzielać, a jednak się rozdzielili.

Nie można jednak odmówić tej książce bardzo dopracowanej i przemyślanej fabuły. Zresztą – czego innego można by się po niej spodziewać? Mimo to „Morderstwo w Orient Expressie” podobało mi się bardziej.

Przypominam, że na bieżąco publikuję swoje lekturowe doznania na blogu Booklikes. Z kolei tutaj możecie śledzić moje czytelnicze wyzwanie, w którym zamierzam przeczytać 30 książek (O! przeczytałam już prawie 1500 stron!).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *